Dewocje przesłuchałam już jakiś czas temu. Bardzo długo nosiłam się z zamiarem zrecenzowania historii zawartej w tej książce, lecz ciągle brakowało mi odpowiednich słów. W końcu zebrałam okruchy swoich myśli i spróbuję przekazać Wam istotę opowieści.
Na pierwszy rzut oka to banalna historia, która mogła wydarzyć się wszędzie. Przecież córki, ojcowie, matki, proboszczowie, listonoszki, sąsiedzi żyją obok nas. Nagle wydarza się cud. Wciska się w codzienność, kwestionując jej ramy, rozpychając się nieproszony w poukładanych życiu. Mnożąc pytania, weryfikując wiarę, budząc strach i niedowierzanie. Dotykając najgłębszych pokładów człowieczeństwa, które często są pełne bólu, żalu, poczucia niesprawiedliwości i wyrzutów sumienia. Czy jesteśmy gotowi na świętość? Czy na nią zasłużyliśmy? A może wystarczy ją przyjąć, gdy się wydarza?
Dewocje
Wydawnictwo W.A.B
Lektor Ewa Konstanciak
Książka porusza temat, o którym mam wrażenie coraz trudniej nam w społeczeństwie rozmawiać. Wiary, kościoła, przeżywania własnej religijności oraz patrzenia przez ich pryzmat na otaczającą nas rzeczywistość. Poprzez swoistą spowiedź bohaterów autorka obnaża pobożność, która już dawno straciła swoje źródło, pozostając zbiorem zasad, gestów i powtarzanych automatycznie słów. Bogobojność, która w zetknięciu z żywym objawieniem stara się je zagłuszyć, schować i zakrzyczeć, byleby nie pokazać własnej pustki.
Mimo podjętej tematyki autorka pisze z niebywałym wyczuciem, plastycznością, używając pełni języka polskiego. Żadne zdanie nie jest zbędne, każde słowo jest dopracowane i przemyślane. Tekst tchnie nabrzmiałymi emocjami, które lektorka kreśliła pełnym spokoju głosem. Miałam wrażenie, że potęguje to rozdźwięk, który dzieje się w społeczeństwie opisanym w Dewocjach na poziomie zarówno grupy, jak i pojedynczych osób.
Książka, choć krótka, zawiera tak wiele uczuć i ludzkich dramatów, że nie byłam w stanie przesłuchać jej podczas jednej sesji. Niesamowite jak przez pryzmat prostego, pełnego ufności spojrzenia na życie, splątane ścieżki i codzienne priorytety maleją. Podczas czytania ciągle wracała do mnie jedna myśl - czy przywiązujemy wagę do odpowiednich rzeczy? Czy nie bronimy pustych skorup niszcząc to, co naprawdę może dać nam spokój, z obawy przed zmianą i stanięciem oko w oko z prawdą?
W moim odczuciu to była jednocześnie piękna i trudna książka. Zmuszająca do przemyśleń, zmiany optyki. Jednocześnie nie sugerująca żadnych odpowiedzi. Z tym musimy dać sobie radę sami.
Kurcze, bardzo fajnie napisałaś tę opinię, że naprawdę chce sięgnąć po tę książkę a wcześniej nawet bym nie zwróciła na nią uwagi.
OdpowiedzUsuńTo prawda, patrząc na tytuł, zarys na pewno bym się na nią nie skusiła, gdyby nie opinia.
UsuńTakie komentarze to miód na moje serce <3 Po to właśnie piszę <3
UsuńZainteresowałaś mnie na tyle, że będę chciała w jakiejś formie zapoznać się z tym utowrem.
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie na tyle, że będę chciała w jakiejś formie zapoznać się z tym utworem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, mam nadzieję, że książka nie przyniesie rozczarowania :)
Usuńkiedyś bardzo dużo zastanawiałam się nad ta kwestią, teraz już wiem, że wiara po prostu zmienia się dostosowując do czasów, a to że kościół za tym nie nadąża to już inna kwestia
OdpowiedzUsuńA szkoda, że to dwie różne kwestie i coraz mocniej się rozjeżdżają :/
Usuń