Witajcie w Summershall... - recenzja książki #474 - Margaret Rogerson „Magia cierni”

Mimo obaw sięgnęłam po powieść, mając nadzieję, że nie zakończy się to katastrofą. „Magia cierni” została porównana do trzech znakomitych serii: Harry'ego Pottera, Dworu cierni i róż oraz Diabelskich maszyn... Niestety nie znalazłam w powieści pani Rogerson choćby małego podobieństwa, do którejś z nich.

Uwierzcie mi ja bardzo uwielbiam fantastykę i nie sięgam po nią często. Jakiś tytuł faktycznie musi mnie zainteresować. Mimo obaw, o których wspomniałam, sięgnęłam po tę pozycję, gdyż zaciekawił mnie motyw Wielkich Bibliotek, magii i grymaurów. Powieść zaczęła się naprawdę dobrze i opowiada o Elisabeth Scrivener, sierocie, która mieszka i pracuje w Wielkiej Bibliotece. Tam książki dosłownie żyją i są sklasyfikowane. Elisabeth chce zostać naczelnikiem, aby być obrońcą bibliotek, ale jej praktyka kończy się niepowodzeniem, kiedy dyrektorka Biblioteki, w której mieszka zostaje zamordowana a bohaterka jest uznana za winną zbrodni. Zostaje wydalona i przeniesiona, aby zostać osądzoną za zbrodnię przez Czarnoksiężnika Nathaniela Thorna i jego demona...

Margaret Rogerson
Magia cierni
Wydawnictwo NieZwykłe
Tłumaczenie Marta Słońska

Elementem, który przemawia na korzyść tej powieści jest to, że dokładnie zostało zarysowane, kto jest czarnym charakterem i jakie są jego motywacje. Jednak to i tak pozwoliło na łatwe przewidzenie zwrotów akcji, które niestety, ale było denerwujące. Autorka nie stworzyła bohaterów, którzy by się wyróżniali. Brakowało im zaciętości, pozorów w ich osobowości, nie mieli celów ani konsekwencji w działaniu. Elisabeth można byłoby opisać takimi słowami jak: cicha, ciągle milcząca, zalękniona, odrętwiała, strachliwa, przerażona. Co by się nie wydarzyło ona albo się bała, albo zamierała bez tchu. Trzeba przyznać była dzieckiem Biblioteki, co było dla mnie wielką zachętą i plusem, ale gdy przyszło do poznania jej tajemniczej magii, spotkało mnie spore rozczarowanie. To co ratowało tę bohaterkę to jej życzliwość oraz poczucie humoru. Co innego Czarnoksiężnik Nathaniel, którego historia okazała się być bardziej złożona, ale i tak zostało to przyćmione przez wątek romantyczny. Ten bohater faktycznie miał w nosie innych i nie pozwalał innym, aby kierowali nim wedle ich upodobań. Przyjaźni się z Silasem i widać było, że zależało mu na niej bardzo. Jego osobowość była skomplikowana oraz ulokowanie uczuć też, ale nie rzucało się to w oczy. Co jest niewątpliwym plusem.

„Magia cierni” ma ciekawą fabułę, ale niestety bardzo przewidywalną. Co niestety smuci, ponieważ nie mogłam liczyć na jakieś wielkie zaskoczenie. Do tego nie mam pojęcia czy to wina tłumaczenia, czy po prostu te dialogi zostały tak napisane, ale były bardzo ubogie i tandetne. Książka jest też długa, ponieważ ma 444 strony i mogłoby być ich mniej, np. 300. Po wywaleniu zbędnych scen mogłaby być ciekawsza. Niestety, ale muszę też wspomnieć o tym, że w książce znalazłam błędy, które mnie osobiście męczyły i przeszkadzały. I wspomnę o tym, gdyż to też jest ważne. To sprawiło, że w mojej opinii, styl bardzo ucierpiał. I zamiast czytać z przyjemnością bardziej się męczyłam. Uwierzcie mi, dużo zależy od tłumaczenia, ale i od dalszej pracy nad tekstem już po przetłumaczeniu.

Czy polecam? Naprawdę nie wiem. Sami wywnioskujcie czy chcecie przeczytać tę książkę. Może ja za dużo oczekiwałam, ponieważ zostałam zapewniona o podobieństwach do wymienionych kultowych serii? Nie wiem. Może Wam przypadnie ta książka do gustu i postanowicie ją przeczytać i wyczekiwać kolejnych książek autorki. Dla mnie ta przygoda zakończyła się na tym tytule.


3 komentarzy

  1. Opis brzmi obiecująco, ale raczej nie sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw widziałam masę pozytywnych opinii dot. tej książki, a potem nagle nastąpił wysyp tych bardziej negatywnych... Obecnie sama nie wiem, czy sięgać po tę powieść. Na razie zostawię ją sobie w stanie zawieszenia.

    OdpowiedzUsuń