W życiu mamy wiele początków i końców. Choć trudno mi o tym opowiadać, bo moim końcem, a zarazem początkiem – tak jak w przypadku Ezry było chore kolano. Dlatego poczułam się mocno związana z tą powieścią i czytając jej opis miałam ciarki na plecach.
Znacie to przysłowie: Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała? Znałam je doskonale, a jednak wyszło inaczej. Moje kolano przestało być sprawne na tyle żebym mogła normalnie chodzić i najgorsze w tym wszystkim było to, że nic nie można było na to poradzić. To był koniec wszystkiego, każdych planów, jakie miałam w swojej głowie. Mój koniec mnie powalił na łopatki śmiejąc mi się prosto w twarz. Na całe szczęście nie trwało to długo. Jestem upartą osobą i czasami, gdy nie spróbuję sama się przekonać, że nic nie da się zrobić, to nie dam, tak łatwo za wygraną.
Zmieniając wszystkie plany odnośnie życia – znalazłam nowe studia i pasję, którą stało się pisanie tego bloga i opowiadań. To był mój początek wszystkiego, bo wraz ze znalezieniem nowych pasji, postanowiłam też pójść na konsultację medyczną odnośnie kolana. I tu też stała się zadziwiająca rzecz, ponieważ lekarz, do którego trafiłam i późniejszych fizjoterapeutów wlał we mnie nową nadzieję, że nie wszystko stracone. Przeszłam w swoim życiu sześć operacji kolana i w tym momencie jestem już prawie na finiszu, ponieważ została już tylko jedna – ta ostatnia, która sprawi, że zapomnę o tym koszmarze.
Dlaczego piszę o moim początku wszystkiego? Ponieważ to nie są żale sfrustrowanej dziewuchy, jak kiedyś przeczytałam w komentarzu na blogu. Piszę o tym, ponieważ to moja niepełnosprawność, która się ciągnie od niepamiętnych czasów, nauczyła mnie po pierwsze cierpliwości, a po drugie spokojnego spojrzenia na pewne sprawy oraz, że jeśli się czegoś naprawdę pragnie to można to osiągnąć. Po tym wszystkim, co przeszłam do tej pory, cenię każdy swój krok i wiem, że gdyby nie mój upór w dążeniu do naprawy wyrządzonych krzywd, wiem, że mogłabym dzisiaj w ogóle nie chodzić.
Zawsze jest nadzieja i nie jest ona matką głupich, ona zawsze umiera jako ostatnia, a jak wierzy się w nią bardzo, ale to bardzo mocno, to może ona zdziałać cuda. Czy żałuję, że musiałam zmienić i zmierzyć się z końcem wszystkiego? Nie, ponieważ to dało mi możliwość rozkwitnąć i spojrzeć na życie z innej perspektywy. Trochę bardziej je docenić i nie przekreślać tylko dlatego, że życie w pewnym momencie przysłowiowo się skończyło. Wystarczyło tylko pozamieniać kilka rzeczy, a wszystko wyszło na dobre.
Znacie to przysłowie: Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała? Znałam je doskonale, a jednak wyszło inaczej. Moje kolano przestało być sprawne na tyle żebym mogła normalnie chodzić i najgorsze w tym wszystkim było to, że nic nie można było na to poradzić. To był koniec wszystkiego, każdych planów, jakie miałam w swojej głowie. Mój koniec mnie powalił na łopatki śmiejąc mi się prosto w twarz. Na całe szczęście nie trwało to długo. Jestem upartą osobą i czasami, gdy nie spróbuję sama się przekonać, że nic nie da się zrobić, to nie dam, tak łatwo za wygraną.
Zmieniając wszystkie plany odnośnie życia – znalazłam nowe studia i pasję, którą stało się pisanie tego bloga i opowiadań. To był mój początek wszystkiego, bo wraz ze znalezieniem nowych pasji, postanowiłam też pójść na konsultację medyczną odnośnie kolana. I tu też stała się zadziwiająca rzecz, ponieważ lekarz, do którego trafiłam i późniejszych fizjoterapeutów wlał we mnie nową nadzieję, że nie wszystko stracone. Przeszłam w swoim życiu sześć operacji kolana i w tym momencie jestem już prawie na finiszu, ponieważ została już tylko jedna – ta ostatnia, która sprawi, że zapomnę o tym koszmarze.
Dlaczego piszę o moim początku wszystkiego? Ponieważ to nie są żale sfrustrowanej dziewuchy, jak kiedyś przeczytałam w komentarzu na blogu. Piszę o tym, ponieważ to moja niepełnosprawność, która się ciągnie od niepamiętnych czasów, nauczyła mnie po pierwsze cierpliwości, a po drugie spokojnego spojrzenia na pewne sprawy oraz, że jeśli się czegoś naprawdę pragnie to można to osiągnąć. Po tym wszystkim, co przeszłam do tej pory, cenię każdy swój krok i wiem, że gdyby nie mój upór w dążeniu do naprawy wyrządzonych krzywd, wiem, że mogłabym dzisiaj w ogóle nie chodzić.
Zawsze jest nadzieja i nie jest ona matką głupich, ona zawsze umiera jako ostatnia, a jak wierzy się w nią bardzo, ale to bardzo mocno, to może ona zdziałać cuda. Czy żałuję, że musiałam zmienić i zmierzyć się z końcem wszystkiego? Nie, ponieważ to dało mi możliwość rozkwitnąć i spojrzeć na życie z innej perspektywy. Trochę bardziej je docenić i nie przekreślać tylko dlatego, że życie w pewnym momencie przysłowiowo się skończyło. Wystarczyło tylko pozamieniać kilka rzeczy, a wszystko wyszło na dobre.
Rzeczywiście, każdy z nas ma swoje początki i swoje końce. Cały czas coś się zmienia w naszym życiu, mają miejsce nowe sytuacje i nowe doświadczenia, które powodują, że zmieniamy się i my.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że i Tobie udało się znaleźć nowy początek - w końcu sytuacja z kolanem rzeczywiście nie należy do błahych i można się przez nią załamać.
Pozdrawiam
Caroline Livre