Gdzie jesień jest jeszcze piękniejsza i mniej przewidywalna niż w Polsce? Gdzie bugenwilla otula swoimi pnączami urokliwe domostwa z kamienia i drewna, a na śniadanie je się pain perdu? Dorota Gąsiorowska w swojej najnowszej powieści Niedokończona baśń przekonuje, że we Francji, zabierając czytelnika w niezapomnianą podróż po tym zakątku świata.
Na pierwszy rzut oka, można stwierdzić, że główną bohaterką jest Julia, nosząca w sobie ogrom mądrości i ból straty. Lecz pozostałe kobiety, obecne w tej opowieści, za nic nie dadzą się nazwać bohaterkami drugoplanowymi. Czy można pominąć żywe srebro, niesamowicie rezolutną Basię, córkę Julii? Pracodawczynię Suzanne, która jest motorem napędowym wydarzeń w życiu obu dziewczyn? Eteryczną Lilou, której milczące ścieżki prowadzą tylko jej znanymi drogami? Majkę, która wkracza do poznańskiego życia Julii, niczym wybawienie? Bognę, której nadejście nigdy nie wróży nic dobrego? I Almodis, która z perspektywy wieków nadal próbuje odnaleźć sens swojego życia. Wspomnieć należałoby również o Emilu, noszącym w sobie światło, Macieju z najcieplejszym uśmiechem na świecie i Thibault, który uosabia w sobie wszystkie cechy typowego mieszkańca Francji. Wydawałoby się, że ze względu na mnogość postaci opowieść będzie niczym książka telefoniczna, ale nic z tych rzeczy! Autorka splata wszystkie osoby gęstą siecią wątków, relacjami służbowymi, sąsiedzkimi i zwykłymi przypadkami. Niczym w życiu, gdy sąsiadka z piętra niżej okazuje się być Twoją bratnią duszą, a decyzja o podjęciu pracy, determinuje lawinę wydarzeń, które wywracają obecny stan rzeczy do góry nogami. A tłem wydarzeń są ubrane w jesień dwa miejsca: Poznań i Akwitania.
Przyznam się Wam, że gdy zobaczyłam, że powieść liczy ponad 500 stron, obawiałam się, że historia będzie przydługa i miejscami nudna. Ale na szczęście moje obawy okazały się płonne. Autorka prowadzi akcję z rozmachem, umiejętnie lawirując wątkami i rozkładając szokujące informacje równomiernie. Poprzez taki zabieg czytelnik niecierpliwie oczekuje, co przyniosą kolejne strony, jednocześnie unikając zadyszki czy ziewania z nudów.
Muszę podkreślić, że autorka wykazała się niesamowitym kunsztem, łącząc historię tylu bohaterów w jedną zazębiającą się historię. Każda z postaci nosi w sobie niedokończone lub nierozwiązane historie, które kładą się cieniem na ich obecnym życiu. Strata męża, ojca, błędy przeszłości, brak szczerości wobec siebie samego, trauma z dzieciństwa, strach przez konfrontacją i nazwaniem swoich lęków czy zdjęciem maski, która udawała twarz przez tak wiele lat. Autorka z niebywałym wyczuciem i empatią pokazuje, że aby rozliczyć się z przeszłością i pozwolić sobie na wolność, przede wszystkim trzeba być szczerym samemu ze sobą. I nie bać się rozmawiać i prosić o pomoc lub zwyczajnie podzielić się swoimi problemami nad filiżanką ciepłego napoju i zostać zrozumianym. Ustami bohaterów, autorka jest w stanie przekazać również kilka rad, jak możemy sami sobie pomóc w ciemnych momentach naszego życia. Chociażby posłuchać przyjaciółki, która pokazuje Ci, że zatracasz siebie. Podsumowując - kreacje postaci w Niedokończonej baśni są niesamowite. Irytowała mnie tylko jedna drobnostka - podkreślanie co kilka stron jednej z cech charakteru, przy użyciu tego samego określenia np. prostolinijności Julii.
I nie zawiodła mnie, jak w każdej powieści Pani Doroty, niesamowita plastyczność opisów. Miałam wrażenie, że gdy tylko podniosę głowę przed moimi oczami ukażą się dwa zamki, wznoszące się na sąsiednich wzgórzach, otoczone zrujnowanymi ogrodami. A mały, francuski domek przycupnięty na krawędzi wzgórza mogłabym narysować ze wszystkimi szczegółami, rozkładem pomieszczeń i otaczającą go roślinnością. Doskonale wiem również, gdzie w mieszkaniu Pani Benoit była kuchnia.
Książkę stanowczo polecam na długie jesienne wieczory. Nie tylko dlatego, że akcja powieści toczy się akurat w jesienno-zimowym okresie. Głównie ze względu na bijące z opowieści ciepło i nadzieję, które potrafią ogrzać niczym najlepszy koc czy rozmowa z bliską osobą. Bo kto nie chciałby odnaleźć swojej baśni i opowiadać jej każdego dnia? Bo jak stwierdziła Suzanne:
Muszę podkreślić, że autorka wykazała się niesamowitym kunsztem, łącząc historię tylu bohaterów w jedną zazębiającą się historię. Każda z postaci nosi w sobie niedokończone lub nierozwiązane historie, które kładą się cieniem na ich obecnym życiu. Strata męża, ojca, błędy przeszłości, brak szczerości wobec siebie samego, trauma z dzieciństwa, strach przez konfrontacją i nazwaniem swoich lęków czy zdjęciem maski, która udawała twarz przez tak wiele lat. Autorka z niebywałym wyczuciem i empatią pokazuje, że aby rozliczyć się z przeszłością i pozwolić sobie na wolność, przede wszystkim trzeba być szczerym samemu ze sobą. I nie bać się rozmawiać i prosić o pomoc lub zwyczajnie podzielić się swoimi problemami nad filiżanką ciepłego napoju i zostać zrozumianym. Ustami bohaterów, autorka jest w stanie przekazać również kilka rad, jak możemy sami sobie pomóc w ciemnych momentach naszego życia. Chociażby posłuchać przyjaciółki, która pokazuje Ci, że zatracasz siebie. Podsumowując - kreacje postaci w Niedokończonej baśni są niesamowite. Irytowała mnie tylko jedna drobnostka - podkreślanie co kilka stron jednej z cech charakteru, przy użyciu tego samego określenia np. prostolinijności Julii.
I nie zawiodła mnie, jak w każdej powieści Pani Doroty, niesamowita plastyczność opisów. Miałam wrażenie, że gdy tylko podniosę głowę przed moimi oczami ukażą się dwa zamki, wznoszące się na sąsiednich wzgórzach, otoczone zrujnowanymi ogrodami. A mały, francuski domek przycupnięty na krawędzi wzgórza mogłabym narysować ze wszystkimi szczegółami, rozkładem pomieszczeń i otaczającą go roślinnością. Doskonale wiem również, gdzie w mieszkaniu Pani Benoit była kuchnia.
Książkę stanowczo polecam na długie jesienne wieczory. Nie tylko dlatego, że akcja powieści toczy się akurat w jesienno-zimowym okresie. Głównie ze względu na bijące z opowieści ciepło i nadzieję, które potrafią ogrzać niczym najlepszy koc czy rozmowa z bliską osobą. Bo kto nie chciałby odnaleźć swojej baśni i opowiadać jej każdego dnia? Bo jak stwierdziła Suzanne:
"Nigdy z tego nie rezygnuj, wyobraźnia to jeden z najcenniejszych darów, jakie otrzymał człowiek (...) Tylko dzięki niej można odkryć obszary, których nikt jeszcze nie odwiedził. Można stworzyć coś nowego, a nie podążać ślepo za tym, co narzuca świat. Pamiętaj, ma petite, zawsze ufaj wyłącznie sobie i nie wierz, jeśli ktoś uznaje coś za złe, tylko dlatego, że nie odpowiada jakimś kanonom."
Ta książka wprowadza podczas czytania niesamowity klimat. Mocno mnie wciągnęła.
OdpowiedzUsuńKsiążka niedawno trafiła do mojej biblioteczki, z czego bardzo się cieszę, bo czuję, że spędzę z nią wyjątkowe chwilę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊
Mam ochotę sięgnąć po ten tytuł!
OdpowiedzUsuń