Nieważne czy jesteś królem, wojownikiem czy zwykłym wyrobnikiem. Śmierć każdemu, niezależnie od statusu zajrzy w oczy i będzie żądała ofiary. Lecz odejście niektórych osób mają znacznie rozleglejsze konsekwencje niż ból bliskich. Fraza „Umarł król, niech żyje król!” nie zawsze znajduje zastosowanie. Gdy umiera silny władca, w oczy kraju może zajrzeć widmo bratobójczej wojny o władzę. Szczury wypełzną z kanałów i będą chciały ucztować…
Widmo śmierci zawisło nad krainą Wessexu. Przedśmiertelną wolą króla
Alfreda jest ostatnia próba zjednoczenia angielskich królestw pod jednym
sztandarem. Dziwnym zrządzeniem losu, król Eohric, władca Anglii
Wschodniej, „płotu” oddzielającego Sasów od Duńczyków, w idealnym
momencie wyciąga rękę z propozycją sojuszu. I kogóż spotka zaszczyt
negocjacji tego jakże ważnego traktatu? Chyba nikt nie ma wątpliwości,
że Uhtreda! Oczywiście dzielny wojownik na każdym kroku wietrzy podstęp.
Chociaż sam siebie gani za zbytnią paranoję, nie może pozbyć się
przeczucia, że wszystko idzie zbyt łatwo, by mogło okazać się prawdą. A w
okolicy żadnych owiec, które mogłyby uratować mu życie, jak w pierwszej
scenie szóstego tomu...
Czytając szósty już odcinek historii Uhtreda, zaczynam mu współczuć.
Jako zaufany wojownik umierającego króla, stanowiąc gwarant przejęcia
korony przez Edwarda, staje się celem każdego, kto ma ochotę sięgnąć po
władzę. Jest solą w oku nie tylko Duńczyków, ale i własnych rodaków,
którzy nie wyobrażają sobie królewskiego syna na tronie. Pociesza mnie
jedynie myśl, że udało mu się nawiązać więź z Aethelflaed - upartą,
pewną siebie kobietą, którą nie bała się konsekwencji swoich czynów lecz
z wdziękiem i urokiem naciągała granice rozkazów do granic
przyzwoitości, tak by postawić na swoim lecz by nikt nie mógł jej
zarzucić, że jest nieposłuszna. Idealna dyplomatka - ciekawi mnie, gdzie
poniesie ją historia, bo nie wygląda mi na dziewczynę, która na długo
da się zamknąć w klasztorze.
Przeczytaj także: Półmetek sagi "Wojny wikingów" - recenzja książki #457 - Bernard Cornwell „Płonące ziemie” [WIKINGOWE PIĄTKI]
Przeczytaj także: Półmetek sagi "Wojny wikingów" - recenzja książki #457 - Bernard Cornwell „Płonące ziemie” [WIKINGOWE PIĄTKI]
Jestem zachwycona prowadzeniem akcji w tym tomie. Bitew było znacznie
mniej niż w piątej części, a wykorzystanie sztandaru na moście czy
wybieg w końcowej potyczce sprawiły, że jeszcze mocniej doceniam
strategiczny instynkt głównego bohatera. Autor ujął mnie nie tylko
opisami ale i opiniami wkładanymi w usta bohaterów na temat walki o
władzę, ideologicznego zaślepienia, miłości czy religii. Szczególnie
zapadły mi w pamięć słowa skierowane przez Uhtreda do Edwarda: “Jeśli
wojując czekasz na pewność, panie (...) prędzej umrzesz niż się jej
doczekasz.” Uświadomiły mi, jak często życie przelewa mi się przez
palce, bo ciągle czekam na pewność, która może nigdy nie nadejść. Ale
nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła chociaż jednego minusa opowieści -
jedna z sytuacji zostaje opisana dwukrotnie, w tak podobny sposób, że
miałam poczucie déjà vu. Szanowny autorze, naprawdę przez kilkadziesiąt
stron nie nabawiłam się amnezji.
Myślę, że “Śmierć królów” mogę określić najlepszym tomem jak do tej
pory. W moim odczuciu narracja została idealnie zbalansowana pomiędzy
polityką a bitwami. Rozgrywająca się w przełomowym momencie, gdzie jedna
zła decyzja może zaważyć na losach całej wyspy. Pełna opinii,
“wchodzenia” w umysł i uczucia Uhtreda, uświadamiająca czytelnikowi, jak
mało zna tego bohatera, mimo, że towarzyszy mu już po raz szósty.
Uświadamiająca, że przez całe życie trzeba zachować w sobie uważność, bo
nie tylko sytuacja może nagle ulec zmianie ale i ludzie wokół mogą
okazać się zupełnie inni niż przypuszczaliśmy. Po tak emocjonującej
dawce wydarzeń i zaprowadzeniu kruchej równowagi w finale, z zapartym
tchem wypatruję kolejnej części.
Świetna recenzja, ale to zupełnie nie moje klimaty czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuń