Gdy śmierć rozkłada skrzydła - recenzja książki #461 - Bernard Cornwell „Śmierć królów” [WIKINGOWE PIĄTKI]


Nieważne czy jesteś królem, wojownikiem czy zwykłym wyrobnikiem. Śmierć każdemu, niezależnie od statusu zajrzy w oczy i będzie żądała ofiary. Lecz odejście niektórych osób mają znacznie rozleglejsze konsekwencje niż ból bliskich. Fraza „Umarł król, niech żyje król!” nie zawsze znajduje zastosowanie. Gdy umiera silny władca, w oczy kraju może zajrzeć widmo bratobójczej wojny o władzę. Szczury wypełzną z kanałów i będą chciały ucztować…

Widmo śmierci zawisło nad krainą Wessexu. Przedśmiertelną wolą króla Alfreda jest ostatnia próba zjednoczenia angielskich królestw pod jednym sztandarem. Dziwnym zrządzeniem losu, król Eohric, władca Anglii Wschodniej, „płotu” oddzielającego Sasów od Duńczyków, w idealnym momencie wyciąga rękę z propozycją sojuszu. I kogóż spotka zaszczyt negocjacji tego jakże ważnego traktatu? Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Uhtreda! Oczywiście dzielny wojownik na każdym kroku wietrzy podstęp. Chociaż sam siebie gani za zbytnią paranoję, nie może pozbyć się przeczucia, że wszystko idzie zbyt łatwo, by mogło okazać się prawdą. A w okolicy żadnych owiec, które mogłyby uratować mu życie, jak w pierwszej scenie szóstego tomu...



Bernard Cornwell
Śmierć królów
Wojny Wikingów #6
Wydawnictwo Otwarte

Tłumaczenie: Anna Dobrzańska 

Czytając szósty już odcinek historii Uhtreda, zaczynam mu współczuć. Jako zaufany wojownik umierającego króla, stanowiąc gwarant przejęcia korony przez Edwarda, staje się celem każdego, kto ma ochotę sięgnąć po władzę. Jest solą w oku nie tylko Duńczyków, ale i własnych rodaków, którzy nie wyobrażają sobie królewskiego syna na tronie. Pociesza mnie jedynie myśl, że udało mu się nawiązać więź z Aethelflaed - upartą, pewną siebie kobietą, którą nie bała się konsekwencji swoich czynów lecz z wdziękiem i urokiem naciągała granice rozkazów do granic przyzwoitości, tak by postawić na swoim lecz by nikt nie mógł jej zarzucić, że jest nieposłuszna. Idealna dyplomatka - ciekawi mnie, gdzie poniesie ją historia, bo nie wygląda mi na dziewczynę, która na długo da się zamknąć w klasztorze.

Przeczytaj także: Półmetek sagi "Wojny wikingów" - recenzja książki #457 - Bernard Cornwell „Płonące ziemie” [WIKINGOWE PIĄTKI] 

Jestem zachwycona prowadzeniem akcji w tym tomie. Bitew było znacznie mniej niż w piątej części, a wykorzystanie sztandaru na moście czy wybieg w końcowej potyczce sprawiły, że jeszcze mocniej doceniam strategiczny instynkt głównego bohatera. Autor ujął mnie nie tylko opisami ale i opiniami wkładanymi w usta bohaterów na temat walki o władzę, ideologicznego zaślepienia, miłości czy religii. Szczególnie zapadły mi w pamięć słowa skierowane przez Uhtreda do Edwarda: “Jeśli wojując czekasz na pewność, panie (...) prędzej umrzesz niż się jej doczekasz.” Uświadomiły mi, jak często życie przelewa mi się przez palce, bo ciągle czekam na pewność, która może nigdy nie nadejść. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła chociaż jednego minusa opowieści - jedna z sytuacji zostaje opisana dwukrotnie, w tak podobny sposób, że miałam poczucie déjà vu. Szanowny autorze, naprawdę przez kilkadziesiąt stron nie nabawiłam się amnezji.

Myślę, że “Śmierć królów” mogę określić najlepszym tomem jak do tej pory. W moim odczuciu narracja została idealnie zbalansowana pomiędzy polityką a bitwami. Rozgrywająca się w przełomowym momencie, gdzie jedna zła decyzja może zaważyć na losach całej wyspy. Pełna opinii, “wchodzenia” w umysł i uczucia Uhtreda, uświadamiająca czytelnikowi, jak mało zna tego bohatera, mimo, że towarzyszy mu już po raz szósty. Uświadamiająca, że przez całe życie trzeba zachować w sobie uważność, bo nie tylko sytuacja może nagle ulec zmianie ale i ludzie wokół mogą okazać się zupełnie inni niż przypuszczaliśmy. Po tak emocjonującej dawce wydarzeń i zaprowadzeniu kruchej równowagi w finale, z zapartym tchem wypatruję kolejnej części.

Tło: Obraz Karolina Grabowska z Pixabay

1 komentarz

  1. Świetna recenzja, ale to zupełnie nie moje klimaty czytelnicze. 😊

    OdpowiedzUsuń