Uwielbiam Katy Evans. Nigdy mnie nie zawodzi, a każdy z bestsellerów, pozostawia niedosyt. Cóż mogę więcej dodać we wstępie? Chyba tylko tyle, że i tym razem się tak stało.
Tahoe to mężczyzna, to ten typ mężczyzny, którego powinno się omijać szerokim łukiem. Znajomość z nim może przysporzyć kobiecie wiele problemów – w tym złamane serce. Można go podsumować jednym zdaniem: To mężczyzna na jedną noc... To wie też Gina, która wraz ze swoją przyjaciółką Wynn, wybrała się na imprezę urodzinową Tahoe'a. Gina ma jeden cel, naprawić to, co zrobiła na ślubie ich przyjaciół, tylko że tym razem to on jej odmawia. Ale czy to jest koniec? Oczywiście to nie ponieważ mimo jego odmowy to i tak Tahoe jest zawsze blisko Giny.
Jakbym określiła Tahoe'a? Jest to bardzo intrygujący bohater, którego można kochać i nienawidzić jednocześnie. Jest bezczelny, arogancki, niekiedy bardzo złośliwy, ale z drugiej strony potrafi być czuły i opiekuńczy. Nie wiedząc czemu on sam ukrywa się i uważa, że bycie w porządku facetem, który jest troskliwy to coś niewłaściwego i niemęskiego. Trudno jest też zrozumieć jego postępowanie, ale kiedy już przedrzecie się przez jego kilkanaście warstw (jak u cebuli), zobaczycie, że miał swoje powody, by być właśnie takim bad boy'em. Z kolei Gina jest teraz wyraźniejsza niż we wcześniejszych tomach. To dobra przyjaciółka, ale była też bardzo zagubiona. Rozumiem, że bała się ponownego cierpienia i złamanego serca, ale to jak traktowała Trenta w ogóle mi się nie podoało. Chociaż z drugiej strony można byłoby ją trochę zrozumieć. Szukała czegoś na siłę, bo wiedziała, że ona i Tahoe nigdy nie będą razem, choć pasują do siebie jak dwie połówki pomarańczy. Łączyła ich tylko specyficzna przyjaźń.
Co do stylu pani Evans w „Ladies Man” to nie mogę się do niczego przyczepić, ponieważ uwielbiam jej lekki styl oraz tę swobodę, z jaką przechodzi między wątkami. Książkę przeczytałam w jeden wieczór, a końcówka sprawiła, że wciągnęłam się na tyle, że mogę tylko powiedzieć jedno... Czekam z niecierpliwością na następną część, która ma premierę 14 listopada.
Autor: Katy Evans
Tytuł: Ladies Man
Cykl: Manwhore #4
Wydawnictwo: Kobiece
Strony: 370
Jakbym określiła Tahoe'a? Jest to bardzo intrygujący bohater, którego można kochać i nienawidzić jednocześnie. Jest bezczelny, arogancki, niekiedy bardzo złośliwy, ale z drugiej strony potrafi być czuły i opiekuńczy. Nie wiedząc czemu on sam ukrywa się i uważa, że bycie w porządku facetem, który jest troskliwy to coś niewłaściwego i niemęskiego. Trudno jest też zrozumieć jego postępowanie, ale kiedy już przedrzecie się przez jego kilkanaście warstw (jak u cebuli), zobaczycie, że miał swoje powody, by być właśnie takim bad boy'em. Z kolei Gina jest teraz wyraźniejsza niż we wcześniejszych tomach. To dobra przyjaciółka, ale była też bardzo zagubiona. Rozumiem, że bała się ponownego cierpienia i złamanego serca, ale to jak traktowała Trenta w ogóle mi się nie podoało. Chociaż z drugiej strony można byłoby ją trochę zrozumieć. Szukała czegoś na siłę, bo wiedziała, że ona i Tahoe nigdy nie będą razem, choć pasują do siebie jak dwie połówki pomarańczy. Łączyła ich tylko specyficzna przyjaźń.
Co do stylu pani Evans w „Ladies Man” to nie mogę się do niczego przyczepić, ponieważ uwielbiam jej lekki styl oraz tę swobodę, z jaką przechodzi między wątkami. Książkę przeczytałam w jeden wieczór, a końcówka sprawiła, że wciągnęłam się na tyle, że mogę tylko powiedzieć jedno... Czekam z niecierpliwością na następną część, która ma premierę 14 listopada.
Lubię czasem takie lekkie książki :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać książki. :)
OdpowiedzUsuńpotegaksiazek.blogspot.com
Też mam tę pozycję dodaną do swojej wishlisty :)
OdpowiedzUsuń