Mimo wszystko to urocza książka. To określenie chodzi po mojej głowie od dnia, kiedy ją przeczytałam, ale to chyba będzie tyle określeń, jaką mogę obdarzyć tę książkę. Dla mnie fabuła nie była porywająca, momentami trochę bardzo śmieszna. Może to, dlatego, że nie lubię tak częstej zmiany narratora. Czytanie 14 perspektyw w pewnym momencie mnie przeraziło.
Zacznijmy jednak od początku. Lea
i Gabe to studenci, którzy rozpoczynają naukę na uniwersytecie. Przeznaczenie chciało,
iż zapisali się na te same zajęcia z kreatywnego pisania, (swoją drogą, sama
zapisałabym się na taki kurs). Ich historię opowiada kilka osób z ich
otoczenia, którzy odkryli, że łączy ich więź. Sami również to odkrywają, jednak
barierą, która nie pomaga im w rozmowie, jest ich nieśmiałość i skrytość. Tak
to odbieram. Stąd te 14 perspektyw opowieści, to one właśnie pomagają nam
zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej. Choć w mojej skromnej opinii, za dużo
tych perspektyw, a wiewiórka czy ławka, to już w ogóle totalna według
mnie abstrakcja. To tak jakby moja szminka koloru różowego, która stoi na
komodzie, jutro rano powiedziała do mnie: „Maju, nie pasuję do ciebie, nie
maluj się mną, bo ci nie do twarzy”. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie, dla
wiewiórki i ławki.
Sandy Hall
Musimy coś zmienić
Wydawnictwo Pascal
Tłumaczenie -
Sięgnęłam po książkę, ponieważ
zaciekawiła mnie jej okładka jak i zapowiedź książki wydała mi się
interesująca. Skojarzyła mi się z inną okładką i pomyślałam, że pierwsze
przeczytam tą, a potem tamtą, choć mogłam wziąć na odwrót. Jednak, kto tam wie czy tamta by mi się
spodobała? Nikt. 14 Perspektyw wydało mi się na początku interesujące, niestety.
Entuzjazm uciekł tak jak mówię, kiedy przeczytałam myśli ławki i
wiewiórki. Szczerze? Zirytowało mnie to! Są pewne rzeczy, których nie robi się
pisząc książkę, rozdział, cokolwiek. Może jestem zbyt wymagającą czytelniczką,
ale jednak nie umiem z tolerować takiego czegoś. Ghhy… jednak czytałam dalej, w
nadziei, że może coś się odmieni. Brakowało mi bardzo w tej opowieści uczuć
głównych bohaterów. Nie czułam żadnego połączenia z nimi. Emocje były martwe,
tak bardzo martwe, że nie potrafię tego do niczego porównać naprawdę. Zawsze,
kiedy czytając odczuwam jakieś emocje. Na przykład teraz czytając „Maybe
someday” ciężko mi będzie wypośrodkować to, co odczuwam. Ta książka mną kołysze
w każdą stronę. Dosłownie. Z kolei książka Sandy Hall wpuściła mnie w maliny.
„Musimy coś zmienić” dla mnie to książka
zbyt prosta, a może to ja jestem zbyt wymagająca? Sama nie wiem, historia jest
dobra, tylko moim zdaniem zbytnio przekombinowana. Postawiłabym na dwie
perspektywy, albo jedną ogólną (narrator wszechwiedzący) i zdecydowanie lepiej
by mi się tę pozycję czytało. Oczywiście w książce są potrzebne opisy czynności
i dialogi, ale wszystko powinno być wywarzone. Naładowane, chociaż trochę
emocjami, by czytelnik mógł się z tym w jakiś sposób utożsamić. Uważam, że
przesadna prostota zabiła potencjał tej książki (płytkie dialogi, brak emocji,
w pewnym momencie powtarzanie tego, co już wiemy, bijąca głupota bohaterów, och
chyba nie muszę powtarzać, że przemówiła do mnie ławka z wiewiórką?).
Niestety w „Musimy coś zmienić”
nie znalazłam dla swojego wewnętrznego ja i mola książkowego nic ciekawego
oprócz tego, że książka jest urocza przez fakt historii, którą rozwinęłabym w
każdym możliwym kierunku jakbym tylko sama napisała taką książkę. Może kolejna
osoba, która otrzyma ode mnie mój egzemplarz odbierze tę książkę inaczej i
będzie do niej wracać. Ja zapamiętam sobie tę pozycję na bardzo długo, ale nie
polecę jej nikomu z moich znajomych na prezent chociażby np. urodzinowy. Jeśli
szukacie lekkiej, prostej powieści, to „Musimy coś zmienić” być może spełni oczekiwania.
ładny blog
OdpowiedzUsuń