Romans, który nie powinien się wydarzyć... – recenzja książki #278 – Katy Evans „Womanizer”

Każda książka Katy Evans wydaje się być dla mnie lepsza niż poprzednia i w sumie nie mogę się temu dziwić. To są idealne książki dla kobiet. W kolejnym już tomie z cyklu Manwhore nie możemy narzekać na nudę.

Olivia Roth dostaje szansę spełnienia swojego wielkiego marzenia o wielkiej karierze. Dzięki pomocy brata, zdecydowanie jest bliżej tego celu. Młoda kobieta dokładnie wie czego chce i wie jak to dostać, ale nie przewidziała jednego... bo gdy na jej drodze, staje Callan Carmichael to już nic nie jest takie samo, jak wcześniej. Callan to przyjaciel jej brata, ale nie byle jaki, tylko ten najlepszy. Oczywiście to typ mężczyzny, od którego my kobiety powinnyśmy trzymać się z daleka. To typowy kobieciarz, który nie potrafi się zaangażować, a numerek na jedną noc, to u niego codzienność. Jednak, gdy Olivia poznaje Callana to dystans, który powinien być między nimi, zamienia się w coś zupełnie innego. Pożądanie i fascynacja sprawia, że ta dwójka rozpoczyna romans, oczywiście bez żadnych deklaracji. Obojgu to odpowiada, ponieważ ona nie chce się zakochiwać, a on, no cóż, nigdy mu nie było po drodze z tak poważnymi deklaracjami. Ale czy na pewno?

Autor: Katy Evans
Tytuł: Womanizer
Cykl: Manwhore #4
Wydawnictwo: Kobiece
Strony: 280

Schemat jest do przewidzenia, skoro dziewczyna mówi, że nie interesuje ją zakochiwanie się, to znaczy jedno – na mur i beton zakocha się w Callanie, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie – liczyłam na to. Oczywiście można się przyczepić do kilku wątków, ale po co? W sumie z drugiej strony i tak mogło być, że np. siostra Tahoe nie znała najlepszego przyjaciela swojego brata. Takie rzeczy się zdarzają, choć oczywiście lepiej by to wyglądało, gdyby bohaterka choć z kilka razy usłyszała samo imię. Niemniej jednak nie umiem umniejszyć tej części niczego, ponieważ uwielbiam cały cykl i świetnie się przy nim bawiłam. Jest w nim dokładnie wszystko, czego oczekujemy od tego typu powieści. Ponadto styl, jakim pisze pani Evans jest lekki i przyjemny w odbiorze, więc książkę czyta się naprawdę szybko.
RECENZJA: Katy Evans „Ladies Man”
W sumie właśnie tego oczekujemy od romansów i taki właśnie jest „Womanizer”. Lekki, uroczy, spokojny, ale nie za wolny... uroczy i pełen emocji. Fani cyklu oraz autorki powinni być zadowoleni. Po raz kolejny mamy szansę uczestniczyć w życiu bohaterów, których już doskonale znamy. Szukacie gorącego romansu na sobotni wieczór. Dajcie szansę książce Katy Evans, myślę, że was nie zawiedzie. Ta autorka przede wszystkim wie, jak pisać i jak porwać swoich czytelników by ich nie zawieść.

3 komentarzy